Niech mnie ktoś powstrzyma. Do świąt pozostało trochę więcej niż dwa tygodnie, a ja spędzam ten czas z pędzlem w ręku i nowymi pomysłami w głowie na kolejne meble. Właśnie skończyłam dwa świeczniki ścienne (jeden z nich jest do wygrania na moim facebooku) W międzyczasie zrobiłam też wieszaki - szuflady, dekory ścienne....nie wspominając już o ozdobach świątecznych, a w tym cudnych kotylionach.
I cieszy mnie to bardzo, maluję jednym tchem, nie mogę doczekać się efektu końcowego i już marzę o zrobieniu kolejnej rzeczy, tylko......właśnie czy to nadal pasja czy już uzależnienie? czy pasja w ogóle może uzależnić? No bo, hola Malwina - prezenty trzeba kupić, pierniki piec, dom porządnie wysprzątać....i być, być z bliskimi, i być dla nich.
I nie chcę dramatyzować, zasmucać i snuć wyolbrzymionych refleksji, ale wiem że na bloga wchodzą przede wszystkim inne blogerki, więc proszę powiedzcie: czy pasja może uzależniać? cały czas próbuję znaleźć złoty środek pomiędzy rodziną, przyjaciółmi a pasją właśnie.
Dążę do tego aby w swojej pasji być perfekcyjna tylko nie chcę aby odbywało się to za cenę radości jaką mi daje.
A co gdy pasja zaczyna zarobkować?
to:
a) " jeśli pasja jest twoją pracą to nie przepracujesz ani jednego dnia" (tak myślałam do tej pory)
b) " jeśli ze swojej pasji uczynisz źródło zarobkowania to będziesz pracował 24 godziny na dobę"
Taki, mało świąteczny post, ale proszę podziel się swoimi przemyśleniami.
Serdeczności!